wtorek, 25 sierpnia 2015

Śladami nieskończonych pilotów - czyli dwudniowy wypad do "Szwajcarii" :) - dzień 2

Szwajcaria Czeska - Park Narodowy, który powstał na obszarze chronionym Łabskich Piaskowców. Położony pomiędzy miejscowościami Hrensko i Chribska.

DZIEŃ Szwajcaria Czeska

Z dzieckiem: trasa trudna, dla wytrwałych i piechurów
Z wózkiem: moim zdaniem nie, ale jeden wózek widziałam, więc to chyba nie wyklucza zabrania go. Ja odradzam, lepiej plecak turystyczny lub chusta.
Buty: turystyczne, górskie
Koniecznie: mapa, dowód osobisty lub paszport, Euro i Korony Czeskie, prowiant



Z naszego pensjonatu do Hrenska, gdzie teraz pojedziemy, jest około 40 minut drogi. Więc z samego rana zjadamy bardzo dobre czeskie śniadanie, pakujemy się i w drogę. Trasa nam znana, aczkolwiek, nigdy nie byliśmy tam własnym samochodem. Trzeba zacząć od poszukiwań parkingu. Na szczęście jesteśmy na tyle wcześnie, że miejsce znajdujemy od razu. Jadąc przez całe Hrensko, od strony Łaby, parking znajduje się po lewej stronie, zaraz za restauracją przy której stoi młyn. Koszt to około 100 KC (cały dzień).
Ruszamy w stronę Parku Narodowego Czeska Szwajcaria, a dokładniej Pravcickiej Brany. Początkowo droga idzie lekko ku górze wzdłuż drogi. Na ten czas, Asia znalazła miejscówkę w plecaku, bo auta dość często tędy jeżdżą. Po chwili jednak trafiamy już na drogę leśną i tu córcia jest wolna i może biegać do woli. Skręcamy w lewo i zaczynamy wędrówkę. Zajmuje nam to zdecydowanie więcej czasu niż osobom bez dzieci, ale w sumie po co się spieszyć. Wędrujemy sobie powoli po kamykach, z kamykami, z patyczkami i z listkami. Każda zabawa jest wskazana byle tylko poruszać się do przodu. Trasa cały czas w zasadzie prowadzi nas traktem leśnym, który pomału pnie się ku górze. Im bliżej formacji skalnej jaką jest Pravcicka Brana tym trasa bardziej kamienista, węższa i bardziej malownicza. Weście na górę trwa około dwóch godzin. Po tym czasie naszym oczom ukazują się malownicze formacje skalne i przepięknie między nimi położone schronisko. Nie ma też łatwo, dziecko to dziecko, rządzi się własnymi prawami, w którymś momencie po prostu jest zmęczone i trafia do plecaka. Tak też było z Asią, na sam szczyt "weszła" a w zasadzie została wniesiona na moich plecach. Schronisko zachwyca swoim położeniem, na licznych przecinkach, mostach, ścieżkach spotykamy tłumy fotografujących się osób. Weście na teren Parku, w tym miejscu jest płatne.Wstęp to koszt 75 KC dla osoby dorosłej i 25 KC dziecko, Asia nie płaci. Warto nadmienić, że godziny otwarcia są ściśle określone. Zapraszam na stronę, tam są wszystkie niezbędne informacje o tej atrakcji http://www.pbrana.cz/.

Szwajcaria Czeska, fot. amc

Na miejscu jest możliwość skorzystania z toalety, zjedzenia czegoś, wypicia, odpoczynku. Zanim ruszymy pooglądać widoki siadamy, na krótkie drugie śniadanie i przede wszystkim odpoczynek. Ludzi mnóstwo, ale widoki... niezapomniane. Wydaje mi się, że spędziliśmy tam niemal godzinę na dyskusjach, fotografowaniu i po prostu podziwianiu tego miejsca. A jeśli jesteście fanami Opowieści z Narnii to być może zainteresuje Was fakt, że Pravicicka Brana była jednym z miejsc gdzie kręcono ten właśnie film :)

Szwajcaria Czeska, fot. amc

Jak już nabierzemy sił, ruszamy na skały. Te widoki nie są nam obce, ale zawsze zachwycają. Tu na górze trzeba zachować wyjątkową czujność na dziecko. Jest sporo nierówności, a barierki nie uchronią malucha przed nieszczęściem. Z każdego punktu widokowego rozpościera się widok na czeską stronę "Szwajcarii". Zielone drzewa mieszają się z żółtymi polami rzepaku, tworząc bajkowy klimat. Jest cudownie. Chwilę spacerujemy po szczytach i ruszamy w drogę powrotną. Tu jeszcze w sklepiku z pamiątkami kupujemy magnes i naklejki do naszej książeczki turystycznej. Książeczka turystyczna to coś co mnie zachwyca, ale to jest coś co zdecydowanie wymaga osobnego wpisu :) Więc o tym innym razem.

Pravicicka Brana, fot. amc

Szwajcaria Czeska, fot. amc

Schodzić jest łatwiej, ale nie zdrowiej. Kolana wysiadają. My wybieramy tą samą drogę, którą weszliśmy, więc teraz stopniowo schodzimy w dół. I tu też raz Asia w plecaku, raz biega na nóżkach. Trasa jest dość trudna dla malucha, więc ona sama decyduje co i jak.
Gdy dochodzimy do miejsca gdzie szlak leśny łączy się z drogą, którą przyszliśmy, zamiast wracać do samochodu idziemy prosto. Naszym celem jest spływ łódkami, a więc kawałek drogi jeszcze przed nami. W pierwszej fazie tego przejścia, powiem szczerze, plecy mi wysiadły od noszenia Asi. Myślałam, że nie dam rady. Asia ma taki kaprys, że nikt inny nie może jej nosić w plecaku, jak mama. No i ja z tym plecakiem zasuwam :) Kochany ciężar, jednak ciężar. Na szczęście to "pod górę" nie trwa długo i już za chwilę, spacerujemy po dość płaskim terenie. Droga szeroka, Asia sama może biegać, więc wymyślamy kolejne zabawy - aby tylko do przodu :).

Szwajcaria Czeska, fot. amc

Końcowy etap tej wyprawy - czyli spływ łódkami - zaczyna się od stromego zejścia w dół. Szaleństwo dla zmęczonych nóg. To już chyba ten etap gdy człowiek się zastanawia... czy nie warto było wrócić do samochodu :). Nie warto. Ta malownicza trasa, która później prowadzi nas wzdłuż rzeki, wynagradza wszelkie trudy wędrówki. Idziemy więc, najpierw w dół, aby dotrzeć do wąwozu rzeki, później wzdłuż rzeki pośród skał. W upalny dzień, tam z pewnością znajdziecie chłód.
Zanim jednak łódki, robimy przerwę na jakieś jedzenie i picie, Jest restauracja, są toalety. Nie ukrywam, że jesteśmy bardzo zmęczeni. Od początku naszej wyprawy, minęło około 5 godzin, a my przeszliśmy około 16 km.
Po chwili odpoczynku, kupujemy bilety i wsiadamy do łódki. O tej godzinie, niewielu jest turystów, więc w zasadzie nie czekamy długo.
Sam spływ trwa około 20 minut i jest fantastycznym ukoronowaniem tego dnia. Asia jest zachwycona. Odnajdujemy różne postaci w formach skalnych. Odpoczywamy i delektujemy się miłych chłodem wąwozu. Flisacy ułożyli sobie ciekawe historie, więc dodatkowo mamy możliwość się pośmiać i zapomnieć o całym świecie. W tym miejscu można zapomnieć, jest uroczo!
Jak wysiadamy z łódki, to około 30 minut wędrujemy jeszcze do Hrenska, gdzie zostawiliśmy samochód. To jest jakieś 3 km marszu. Jednak to już nam nie przeszkadza, mamy siłę iść dalej, nawet Asia złapała wyższy bieg, bo dosłownie biegnie przed siebie.
W mieście jeszcze udajemy się na obiad - tradycyjnie smażony "syr"... i czas wracać do domu. Szkoda, że te weekendy tak krótko trwają.

Endomondo nam pokazało:
trasa: 19,68 km
minimalna wysokość 119 m n.p.m.
maksymalna wysokość 501 m n.p.m
czas: 5h 50 min + czas na przystanki + czas na spływ


PS. Wszystkie zdjęcia są naszymi autorskimi, jeśli chcesz wykorzystać... podaj źródło. Dziękuję. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz