wtorek, 11 sierpnia 2015

Przygoda w drzewach (na drzewach)

Park Przygody Kulturinsel Einsiedel znalazłam na Facebooku, przy okazji przeglądania ofert naszych lokalnych biur podróży. Do Gorlitz nie mamy tak daleko, raptem niecałe 2 h drogi, a stamtąd to już rzut beretem, 15 minut i jesteśmy na miejscu. Chwilę dojrzewał we mnie ten pomysł, zastanawiałam się czy nasza Asia w ogóle będzie zainteresowana taką formą rozrywki. Z resztą sama do końca nie wiedziałam czego się spodziewać. Już wiem.

Z dzieckiem: tak, w końcu to park właśnie dla dzieci :) myślę jednak, że młodsze niż dwulatki mogą się nie odnaleźć we wspinaniu po tych wszystkich drabinkach i drzewach;
Z wózkiem: można; my wzięliśmy, choć zupełnie bez sensu, bo Asia ciągle biegała po tych wszystkich urządzeniach, więc wózek w zasadzie zawadzał a nie pomagał;
Buty: wygodne, jeśli macie zamiar wspinać się razem z dzieckiem to polecam buty sportowe; a i drogie mamy nie polecam spódnicy - było mi piekielnie niewygodnie ;)
Koniecznie: dowody osobiste lub paszporty, Eurosy, krem z filtrem, woda i prowiant.



Park Przygody znajduje się w miejscowości Zentendorf i tak proponuję ustawić nawigację. Dojeżdżając do tego miejsca nie sposób go przegapić, są znaki prowadzące na parking. My wybieramy parking po lewej stronie (jedziemy od strony Gorlitz). Parking wygląda trochę tak jakbyśmy wjechali komuś na pole trawy i piasku, ale szybko okazuje się, że nie zabłądziliśmy. Pierwsze drzewne budowle można odnaleźć już na parkingu. Szukamy pana parkingowego, ale nikogusieńko wokół, tylko rodziny z dziećmi, więc startujemy.
To miejsce to również hotel, więc jak macie chęć na nietypowy nocleg w drzewach, jest to jakieś rozwiązanie :). Kasa do Parku Przygody zorganizowana (a w zasadzie słabo zorganizowana) w recepcji.  
Koszt biletu normalnego to 13 EUR, dziecko (4 - 14 lat) 9,5 EUR, parking 4 EUR. Płacę, wchodzimy. Dopiero później dociera do mnie, że za Asię też zapłaciłam wstęp, nie wiem dlaczego. Nie ma sensu jednak wracać do kasy, bo zdążyła upłynąć godzina od naszego wejścia, niesmak pozostaje.
Mamy mapę w ręce i zaczynamy wędrówkę w lewo, czyli labirynt. Asia już się bawi przechodząc przez kolejne okienka i drzwi, ja natomiast gimnastykuje się w tej spódnicy, próbując za nią nadążyć. Biegamy tam z dobre 15 minut, tatę zostawiłyśmy z wózkiem, w końcu ja padam, nie mam już siły :) a to dopiero pierwsza atrakcja. Kierujemy się w lewo odnajdując kolejne atrakcje w lesie, niektóre chyba zupełnie zapomniane, bo zamiast zachęcać do zajrzenia to niestety odstraszają. Znajdujemy też pokoje hotelowe ukryte na drzewach, szkoda, że zamknięte bo z chęcią popatrzylibyśmy na wyposażenie takiego domku na drzewie. Trafiamy do zaczarowanego lasu, prawdopodobnie bardziej by nam się spodobało, gdybyśmy mieli pojęcie o co chodzi lub gdyby był jakiś animator, tymczasem oglądamy te różne zadania i po prostu idziemy dalej. Tu znów wózek wydaje się zbędny, bo mąż musi wędrować dookoła a my z Asią tunelem trafiamy do Labiryntu Drzwi, gdzie znajdujemy jakieś bliżej nieokreślone zwierzęta leśne:) trochę wyglądają na sarny, ale są odrobinę za małe.

Kulturinsel, fot. amc

Znów wkrada się chaos w naszą wędrówkę, ale w konsekwencji trafiamy do Zaczarowanego Zamku. Spódnica znowu się nie sprawdza, ale idziemy. Niestety Asia sama nie może tam wejść, wchodzimy we dwie. Kolejna porcja gimnastyki przede mną i jeszcze chodzenie w ciemnych tunelach... brrrr dobrze, że komórki mają teraz latarki :) Później trafiamy do drewnianej wioski, tu już w ogóle nie mieszczę się w te tunele, więc odpuszczamy, bo Asia sama nie chce iść. Po drodze mijamy jeszcze konie, osiołki i inne zwięrzęta - to takie trochę małe ZOO (ale naprawdę mini mini), wdrapujemy się na kolejne mosty i punkty widokowe (i właśnie dlatego wózek powinien zostać w samochodzie). To jest upalny dzień, więc jak znajdujemy kawiarnię z lodami, to chętnie korzystamy, nawet obsługa w języku polskim jest (pewnie jakaś wakacyjna praca, bo panie młodziutkie). No i znów nam źle resztę wydają, tym razem już nie odpuszczamy, bo ileż można!
Następnie trafiamy do miejsca z odrobiną wody, można się trochę ochłodzić i znajdujemy atrakcję gdzie Asia postanawia spędzić kolejne 15 minut. Super pomysł, coś na kształt domku dla lalek, ale realnych rozmiarów. Na dole mała przychodnia z meblami i sprzętem, na górze mieszkanko lekarza. Pogoda zaczyna nam się psuć, nadciągają ciemne chmury. Chcąc uniknąć deszczu decydujemy o powrocie do samochodu. Idzie to dość wolno, bo znajdujemy jeszcze pod drodze statek piracki, wielką huśtawkę i trampolinę. Deszcz nie spada, więc mamy jeszcze chwilę zanim ruszymy w drogę powrotną.

Kulturinsel, fot. amc

Kulturinsel, fot. amc

Park Przygody to miejsce, do którego można zajrzeć. Wyjazd zdecydowanie całodniowy. Trzeba (my już teraz wiemy) dokładnie liczyć jak coś kupujecie. Jest parę miejsc, które zdecydowanie wymagają poprawy lub odnowienia (tu schodek się odkręca, tam deski niedomalowane). Dzieciom to nie przeszkadza, bardziej nam dorosłym w trosce o nasze pociechy.

Czy wrócimy? Nie wiem... myślę, że nie prędko, jednak jest to dość duży koszt, jak na wyjazd jednodniowy.

Mimo wszystko zabawa była udana :)

Strona Parku Przygody http://www.kulturinsel.com/pl/park-rozrywki.html

Endomondo nam pokazało:
trasa: 2,61 km
minimalna wysokość 209 m n.p.m.
maksymalna wysokość 252 m n.p.m
czas: 3h 30 min 


PS. Wszystkie zdjęcia są naszymi autorskimi, jeśli chcesz wykorzystać... podaj źródło. Dziękuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz